Tusk tu był
Józef Tkaczuk żyje i ma się dobrze, choć dzisiaj nie z pomocą farby, lecz wlepki, co i tak jest staromodnym rozwiązaniem w czasach, gdy karierę robią raczej internetowe memy.
Łza się zakręciła, bo wróciły czasy wczesnej młodości, kiedy nie było żadnych parkomatów i można było bezkarnie stawiać samochód, gdzie się chciało. To właśnie wtedy sławę zyskało hasło: „Tu byłem. Józef Tkaczuk". Kto zacz? W latach 80. pracował on jako woźny i stróż nocny w warszawskiej szkole podstawowej nr 15 na Saskiej Kępie. Był zwolennikiem sztywnego przestrzegania regulaminu szkolnego, co miał wynieść z doświadczeń w SB: bała się go nawet dyrekcja. Zwykł też wojować z uczniami: jak na przerwie nie można było biegać, to nie można było biegać i tyle, więc złapanych i winnych prowadził do dyrektorki szkoły. Rekwirował piłki, skoro gra także była zabroniona. I za byle co gonił z miotłą. W podzięce uczniowie nazwali go Turek (miał sumiaste wąsy i lśniącą łysinę), a w końcu na drzwiach pakamery napisali znamienną inskrypcję.
On się wściekł, więc oni tym bardziej malowali wymyślone hasło na szkolnych ścianach, w szatniach i toaletach. Potem z użyciem farb i węgla, a nawet gwoździ, nazwisko Tkaczuka utrwalano na domach, przystankach, murach, przejściach podziemnych i innych miejscach Warszawy. Z czasem wyjechało w świat: widziano je na wieży Eiffla i w paryskim metrze, na nowojorskiej ulicy i Statui Wolności, nawet na piramidach w Egipcie i w alpejskiej grocie na wysokości 4 tys. metrów. Na tkaczukowe graffiti natrafiono także na dworcu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta