Podnieca nas krew
Eksperci przekonują, że wbrew pozorom wszechstylowa walka wręcz (jak nazywa się też MMA) jest bezpieczniejsza od boksu. Zawodnicy z reguły zadają, a tym samym i przyjmują, nieporównywalnie mniej uderzeń niż pięściarze.
Najpierw oberwał pięścią w szczękę. Upadł bezwładnie. Zanim zdążył wstać, przeciwnik wziął zamach, tak jak piłkarz składający się do strzału, i z całej siły kopnął go w twarz. Następnie usiadł na nim, półprzytomnym, i bił pięściami, bez litości, za to z rządzą krwi w oczach i pianą na ustach; gdyby był bulterierem, zagryzłby na śmierć. Wydawało się, że kieruje nim zwierzęcy instynkt; bił więc bez wytchnienia, aż do utraty przytomności. Były krew, pot i łzy.
To nie opis wojny w Donbasie ani relacja z filmu akcji z Sylvestrem Stallone'em. Tak na ogół wyglądają pojedynki bijącego ostatnio rekordy popularności sportu XXI wieku, czyli MMA (Mixed Martial Arts). Sportu najbardziej brutalnego, przed którym niemal nie da się uciec, bo jest wszędzie – na ulicznych plakatach, na ustach przechodniów i pasażerów miejskich autobusów, w mediach. Na całym świecie, z każdym rokiem, jak grzyby po deszczu wyrastają nowe kluby mieszanych sztuk walki. Także w Polsce.
W wielu krajach – również u nas – MMA, czyli połączenie zapasów, boksu tajskiego i brazylijskiego dżiu-dżitsu, mają większą telewizyjną oglądalność niż boks zawodowy. W 2009 roku walkę na zasadach MMA pomiędzy Mariuszem Pudzianowskim a Marcinem Najmanem obejrzało na antenie Polsatu 6 mln telewidzów.
– Brutalizacja życia może być powodem popularności tego sportu. W...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta