Wykuwamy nowego, socjalistycznego człowieka
Marian obserwuje stos, który rośnie na pace ciężarówki. Nie dziwi go jakiś żywot świętego, nie żałuje Zofii Kossak-Szczuckiej, Ewy Szelburg-Zarembiny ani Ferdynanda Ossendowskiego, ale na widok „Dywizjonu 303" z trudem powstrzymuje sprzeciw. Boli go sterta powieści o Indianach, wśród okładek widzi Karola Maya. „Trzeba walczyć z amerykańskimi imperialistami!", krzyczy jeden z ZMP-owców.
Nic tego nie zapowiadało, chociaż już po wojnie Marian zaczął powtarzać, że ludzie w Orzechowcach dzielą się na dwie kategorie: bogaczy, w swoim mniemaniu uczciwych, pracowitych i bogobojnych, i dziadów, czyli – wedle tych pierwszych – leniów, obiboków i krętaczy. A Marian był z dziadów. Nic więc dziwnego, że gdy na murach pojawiły się afisze „Polska demokratyczna – ojczyzna robotników i chłopów", powtarzał za rodzicami: wkrótce bogacze stracą rezon. Ale kułacy wciąż zajmowali stanowiska sołtysów i wójtów.
– Mianowali się pierwszymi przedstawicielami wolnej Polski i przyjmują dożynkowe wieńce od dawnych wyrobników! – mówił ze złością na przerwach.
Ale chociaż przynosił do szkoły komunistyczne ulotki, to był też ministrantem i dobrze się uczył. Na świadectwie ukończenia podstawówki od góry do dołu piątki. Nawet od księdza, mimo że mu się narażał.
– Jak to jest – pytał na przykład – że pochodzimy wszyscy od jednych rodziców, a niektórzy ludzie są biali, inni żółci, czerwoni lub czarni? Czyżby Adam i Ewa mieli skórę w kolorową kratkę?
Jeżeli ksiądz liczył na to, że okazując wyrozumiałość, wpłynie na poglądy Mariana, to się pomylił.
Marian idzie do liceum.
– Jestem pierwszym z dziadów, który się na to zdobył, i dlatego skazali mnie we wsi na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta