Więcej wodzów niż indian
- Popełniliśmy kolosalny błąd, podwyższając sobie próg wyborczy. Pomysł ze Zjednoczoną Lewicą był dobry. Spóźniony, ale dobry. Tyle że wykonanie trochę zawiodło - mówi Tadeusz Iwiński
Plus minus: Kogo pan kochał bardziej w polityce: tatusia czy mamusię? Aleksandra Kwaśniewskiego czy Leszka Millera?
Tadeusz Iwiński: To pytanie z gatunku, czy myć ręce czy nogi. Trzeba robić jedno i drugie, a nie wybierać. Obaj byli bardzo potrzebni. Leszka Millera poznałem dosyć wcześnie. Był moim studentem w Wyższej Szkole Nauk Społecznych.
Wyjaśnijmy czytelnikom, że to była taka uczelnia przy KC PZPR.
Ale zajmowałem się tam współczesnym kapitalizmem i o tym pisaliśmy. Inni też cytowali Lenina, nawet Hanna Suchocka czy Lech Kaczyński, ale my: Mariusz Gulczyński, Wojciech Lamentowicz i ja, opublikowaliśmy trzy poważne książki o strategiach, instytucjach i ideach kapitalizmu. Z tego powodu byliśmy czasem w PZPR traktowani jak półrewizjoniści. Gdyby nas usunięto z partii czy uczelni, to być może inaczej potoczyłyby się nasze losy. Ale tak się nie stało. Wracając do Aleksandra Kwaśniewskiego – poznałem go podczas mojego pobytu na stypendium na uniwersytecie Berkeley w Kalifornii w 1988 r. Kontaktowaliśmy się listownie. Pytał, kiedy wracam, i umówiliśmy się.
W jakim celu?
Żeby porozmawiać o tym, co się dzieje w Polsce i co zrobić z PZPR, do której obaj należeliśmy. Gdy PZPR zakończyła działalność i w styczniu 1990 roku powstała SdRP, wszedłem do kierownictwa partii i odpowiadałem za sprawy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta