Boję się dziennikarzy, bo mnie zjedzą
Politycy lubią z wyprzedzeniem wiedzieć, co szykują na nich media. Z zaprzyjaźnionymi nie ma problemu. Gorzej wygląda sytuacja z redakcjami, które sympatyzują z innym obozem. Ale i na to są sposoby.
O swojej metodzie oswajania dziennikarzy opowiada przedsiębiorca i były minister, który dziś nie zajmuje się już polityką. – Bałem się dziennikarzy branżowych, że mnie zapędzą do kąta, zwyczajnie zjedzą – przyznaje. – Nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Przecież nie mogłem ich przekupić albo pisać za nich artykułów. Ale sprytny chłopak z biura prasowego poradził mi, żebym przełamał zahamowania. Mówił: „Niech pan ich nie unika, tylko zaprosi do siebie. Pozna się pan z nimi i poprosi o opinię na temat tego, co trzeba zmienić w naszej działce. Oni tu od lat prowadzili wojny z poprzednimi ministrami. Żyją w przekonaniu, że wszystko wiedzą najlepiej, tylko politycy nie chcą ich słuchać. No to pan ich wreszcie posłucha".
Zadziałało jak najlepsza cyrkowa sztuczka. Minister zapraszał branżowych dziennikarzy do swojego gabinetu pojedynczo, by poczuli się wyjątkowi i docenieni. Robił pełną zainteresowania minę, a oni płynęli ze swoją opowieścią i dobrymi radami. Mówili, co by zrobili na miejscu ministra, który projekt wyrzucili do kosza, a który zanieśli na Radę Ministrów. Realizowali swoją potrzebę bycia wysłuchanymi, znalezienia się w centrum uwagi.
– Niektórzy gadali mądrze, inni opowiadali kompletne androny. A ja słuchałem, uśmiechając się i potakując. Szybko zostałem jednym z ich ulubieńców – wspomina były polityk.
Nie zawsze reporterów udaje...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta