Marit, czyli tygrys
Nie będzie już zimowych opowieści o astmie, męskich muskułach i konflikcie z Justyną Kowalczyk. Norweżka Marit Bjoergen skończyła sportową karierę. Ma 15 olimpijskich medali i uznała, że to wystarczy.
Ostatni start olimpijski w Pjongczangu, na 30 km stylem klasycznym, był w istocie klasykiem jej długiej kariery. Zaświeciło koreańskie słońce, przybiegła pierwsza do mety z wielką przewagą, która dała jej komfort wymachiwania norweską flagą, cieszenia się z publicznością, odpowiadania na wiwaty, rozdawania uśmiechów.
Polscy dziennikarze wypatrywali Justyny Kowalczyk, jeszcze niedawno jedynej, która potrafiła poważnie zagrozić dominacji Marit Bjoergen, ale świat patrzył tylko na nią: już 15-krotną medalistkę olimpijską, ośmiokrotną mistrzynię igrzysk, tę, która była też 18 razy mistrzynią świata i od 1999 roku wygrała 114 zawodów Pucharu Świata w 303 startach.
Powiedziała podczas konferencji prasowej, że nie wie, czy odejdzie. – Jeszcze się zastanowię, pomyślę, na razie chcę tylko wracać jak najszybciej do domu, do syna, do roli matki, bo to równie ważne, a może ważniejsze – mówiła. Zastanawiała się niedługo. W końcu marca podjęła decyzję.
Jako dziewczynka nigdy nie pomyślała, że z małej wioski Rognes, gdzieś z zielonego środka Norwegii, pojedzie na igrzyska i mistrzostwa świata zdobywać seriami złote medale. Lubiła sport, to oczywiste, patrzyła z podziwem na to, co robili na trasach Bjoern Daehlie i Bente Skari, ale przede wszystkim liczyły się zabawa, potrzeba ruchu i rywalizacja z chłopakami.
Trening był także bardzo przyjemny, nawet jeśli nie było w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta