Na elektrycznym głodzie
Zużycie energii to miara cywilizacyjnego rozwoju – im więcej jej potrzebujemy, tym bardziej jesteśmy zaawansowani. Ale to uzależnienie, jak każde, może prowadzić do katastrofy.
To było lotnisko w Monachium. Miejsce przesiadki w drodze z Warszawy na kongres medyczny w Bazylei. W dodatku dość późny wieczór. Podobnie jak większość pasażerów linii lotniczych nie drukowałem biletu ani karty pokładowej – odprawiłem się online, a kartę miałem w smartfonie, gotową do zeskanowania w czytniku na lotnisku. Co mogło pójść nie tak?
Wystarczyło, że w intensywnie używanym telefonie skończyła się bateria. W jednej chwili straciłem kartę pokładową, informacje z e-maila – rezerwację, numer biletu – i generalnie wszystko, co mogło potwierdzić, że powinienem znaleźć się na pokładzie samolotu do EuroAirport Bazylea–Miluza–Fryburg. Nie poleciałem.
Na szczęście tego samego dnia był jeszcze jeden lot w tym kierunku. Kolejną godzinę spędziłem przy stoisku obsługi klienta na krótkiej smyczy kabelka ładowarki do smartfona. Miałem dość czasu na rozmyślanie o nadmiernym uzależnieniu od technologii. I od energii.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) oszacowała, że od 2005 do 2030 roku zapotrzebowanie na energię na świecie skoczy o 55 proc. Przekładając to na wygodną i bardziej obrazową miarę – wzrośnie do ekwiwalentu 17,7 miliarda ton ropy. Dziś przeciętny zjadacz kilowatów mieszkający w zamożnej Europe Zachodniej zużywa rocznie energetyczną równowartość co najmniej 3 ton ropy.
Obecna światowa produkcja energii to ok. 18 terawatów rocznie. A...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta