Ukraina w stanie wyborczym
Decyzja Petra Poroszenki o wprowadzeniu stanu wojennego zelektryzowała świat. Stawką w grze jest bezpieczeństwo kraju, ale w tle rysuje się również brutalna polityczna walka o fotel prezydenta.
Czy wprowadzenie stanu wojennego w reakcji na rosyjski atak na ukraińskie statki było niezbędnym krokiem? To tylko polityczna rozgrywka przed marcowymi wyborami prezydenckimi czy naprawdę istnieje zagrożenie nową falą agresji ze strony Rosji? Od wielu dni te pytania rozbrzmiewają nad Dnieprem.
Stan wojenny obowiązuje w 10 obwodach do 26 grudnia tego roku, a nie, jak pierwotnie planowano, na terenie całego kraju i do końca stycznia 2019 r. Jest to efekt politycznych targów i sprzeciwu wielu parlamentarzystów, którzy 26 listopada zebrali się na nadzwyczajnym posiedzeniu parlamentu. Ich protesty przeciw zaproponowanemu przez prezydenta tekstowi rozporządzenia były na tyle silne, że Petro Poroszenko opuścił salę obrad, nie wystąpiwszy przed deputowanymi. Wrócił dopiero kilka godzin później, gdy udało się zawrzeć kompromis.
Dodatkowo deputowani przegłosowali uchwałę potwierdzającą, że wybory prezydenckie odbędą się 31 marca 2019 r. Swój sprzeciw wobec wprowadzenia stanu wojennego wyrazili jedynie niekryjący swoich prorosyjskich sympatii politycy związani z dawną Partią Regionów, którzy są zgrupowani w mniejszych frakcjach parlamentarnych oraz partii Blok Opozycyjny.
– Tak naprawdę Rada Najwyższa pozwoliła zachować Poroszence twarz. Gdyby w całości odrzuciła inicjatywę prezydenta, byłaby to dla niego niesamowita porażka wizerunkowa i polityczna – mówi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta