We władzy resentymentu
Skupienie na wrogu wystarcza dziś za program dosłownie wszystkim. Spór „antyzdrajców" z „antyszaleńcami" jest wygodny, bo zwalnia polityków z trudu formułowania pozytywnych planów czy dalekosiężnych wizji.
Kończąc świętowanie stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku, warto zadać nieco patetycznie brzmiące pytanie: pytanie o stan polskiej duszy. Nie chcę psuć nikomu świątecznej atmosfery ani odmawiać prawa do patriotycznych uniesień. Moja diagnoza obecnej kondycji Polaków jako wspólnoty politycznej jest jednak skrajnie negatywna.
Mamy dziś w naszym kraju do czynienia z nową postacią zniewolonego umysłu. Zupełnie inną niż ta, którą w latach 50. ubiegłego stulecia diagnozował Czesław Miłosz, opisując fascynację lewicowych intelektualistów ideologią komunistyczną. U źródeł trawiącego nasze życie polityczne wirusa nie tkwi żadne „heglowskie ukąszenie". To, co się dzieje, trzeba jednak – a nawet należy – opisywać w kategoriach ideologicznej dżumy. W Polsce Anno Domini 2018 rozprzestrzenia się dżuma resentymentu. Jest tak już zresztą od dobrych kilku lat.
Historia cudzych przewin
Co oznacza pojęcie „resentyment"? Pod koniec XIX wieku w swoich pismach posługiwał się nim Fryderyk Nietzsche. We władzy resentymentu znajdowały się jego zdaniem przede wszystkim osoby słabe, pozbawione charakteru i wewnętrznej mocy. Nie potrafiąc sprostać realnemu światu, tworzyły sobie swoją własną, fikcyjną rzeczywistość, w której każde niepowodzenie czy doznana krzywda okazywały się potwierdzeniem ich moralnej wyższości. Słowem, jeżeli przegrały – to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta