Limuzyna księdza proboszcza
Jak zostać miliarderem przed czterdziestką? To nietrudne: trzeba ostro zakuwać w liceum i na Oksfordzie, w wakacje zasuwać jako kelner, potem MBA w Stanach i praca w banku inwestycyjnym. No i wtedy trzeba się ożenić. I już, teść w prezencie ślubnym daje 750 milionów, załatwione.
Nie twierdzę, że każdy tak może, w końcu liczba panien na wydaniu jest ograniczona, ale przykład pana Rysia pokazuje, że starać się warto. Zwłaszcza że taka żona dodaje solidnej motywacji, wtedy można tuż po czterdziestce premierem zostać, nawet angielskim, i forsy mieć więcej niż ten gołodupiec król, no ale on do roboty poszedł w wieku senioralnym. Pan Rysio stara się majątkiem nie epatować, tym bardziej że źli ludzie twierdzą, iż dziana małżonka nie płaci w Zjednoczonym Królestwie podatków, a w każdym razie płaci za małe. Ale teraz to się zmieni. „Ile wam brakuje na armię, półtora miliarda? Poczekaj, zadzwonię do taty”.
Warszawski proboszcz – historia autentyczna z połowy lat 90. – jeździł naprawdę wypasionym autem. Obok bieda i bezrobocie hula,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta