Jeźdźcy ciszy
Pierwsi cykliści, którzy jazdy uczyli się już jako dorośli, wyklinali rowery za nieokiełznanie godne ogierów.
P rzez tysiące lat kultury pochodowi cywilizacji towarzyszył akompaniament końskich kopyt. Niczym metronom odmierzały one czas podróży i wybijały jej rytm: patataj, patataj, patataj. Dzwoniły w ciszy wiejskich dróg, tworzyły akustyczne tło miejskiego gwaru na ulicznym bruku. Był to dźwięk przyjemny dla ucha: „O, tętencie koński! Czarowna muzyko/ Przez ziemię wydarta podkutym kopytom” – opiewał go poeta Will H. Ogilvie. Bywał to także dźwięk straszliwy, zapowiedź śmierci, jak w Księdze Jeremiasza: „Wtedy ludzie krzyk podniosą/ i wyć będą wszyscy mieszkańcy ziemi/ na odgłos tętentu kopyt jego koni,/ dudnienia jego rydwanów, terkotu ich kół”. Dźwięk ów, cokolwiek by zwiastował, był wszechobecny i nieubłagany. Podróży drogą lądową nieodmiennie towarzyszył odgłos końskich kopyt.
Rower oferował trudną do wyobrażenia odmianę – możliwość szybkiego przemieszczania się w ciszy. Jeździec mknął przez świat na toczących się niemal bezdźwięcznie kołach. Rowery cichcem zakradły się w XIX stulecie. „Jest coś dziwnego, wręcz niezwykłego, w bezgłośnym pędzie rowerzysty, który pojawia się, przemyka obok i rozpływa w powietrzu” – odnotował w 1891 roku pewien dziennikarz. Dziś zaskakujące jest raczej odkrycie, jak wielu ze świadków narodzin roweru dziwowało się nad jego dźwiękiem – a raczej bezdźwięcznością. Uważano, że ta właściwość nowego wynalazku może odmienić społeczeństwo. W 1892 roku pewien...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta