Wszystkie Twarze prezesa Banasia
Marian Banaś doprowadził do ostatecznej zapaści autorytetu tak ważnej instytucji, jaką jest Najwyższa Izba Kontroli. A przy okazji wraz z PiS i całą opozycją udzielił nam niezwykłej lekcji relatywizmu.
Epopeja prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia godna jest filmu w stylu „Kariery Nikosia Dyzmy” Jacka Bromskiego. Tam całkiem współczesnym polskim państwem (choć z lat 90., to była satyra na ówczesny obóz postsolidarnościowy) trzęsie człowiek przypadkowy, który początkowo mniej nawet rozsnuwa własne intrygi, bardziej korzysta z kolejnych, otwierających się nagle możliwości, a one budują jego pozycję w państwie.
Przecież znaliśmy go od lat
Są naturalnie różnice. Dyzma, ten przedwojenny, z powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, i ten z III RP grany przez Cezarego Pazurę, był outsiderem. Wygrywającym, bo nikt go nie znał. Tymczasem Banaś to nie jest człowiek znikąd. To dawny opozycjonista z Krakowa, siedzący na początku lat 80. w peerelowskim więzieniu, potem przez lata czynny w życiu publicznym.
To różnica z Dyzmą, ale jest i kolejne podobieństwo. Kiedy wybuchła jego afera, gdy okazało się, że zostawszy już prezesem NIK, nadal wynajmuje posiadaną przez siebie krakowską kamienicę na dom publiczny, rozliczni jego dawni towarzysze walki z komuną ogłaszali na rozlicznych internetowych forach, jak przy okazji historii lustracyjnych: „To niemożliwe. Przecież znaliśmy go od lat”. Widziano więc w Marianie Banasiu kogoś całkiem innego, niż był w istocie.
Podobne do dziejów fordansera zmienionego w prezesa Banku Zbożowego jest wreszcie i to,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta