Burza emocji na Roland Garros i narodowy świątek
Bóg może tylko ich dzielić. Tożsamość etniczna też. Zostaje Francuzom triada Liberté – Égalité – Fraternité.
Ktoś powie, że Roland Garros to wiatr, chłód i deszcze. W nosie uciążliwy zapach rudej mączki. Zakaz wnoszenia piwa na korty i przewalające się chaotycznie tłumy. Wszystko prawda. Można jeszcze dodać, że Paryż stał się cholernie drogi, zdemoralizowany przez Amerykanów i Chińczyków, tłoczny i rozwrzeszczany. A jednak, mimo że wszystko to prawda, turniej Roland Garros na przełomie maja i czerwca to jedno z najcudowniejszych świąt tenisa, na którego arenę przed stu lat wybrano najszykowniejsze miasto Europy i stolicę Francji.
Nie czuje się tego z daleka. Z odległości Paryż wydaje się przereklamowany, rozpieszczony sławą i legendą. Kiedy jednak wejdzie się w gąszcz jego ulic, pooddycha powietrzem jego parków, zderzy z monumentalizmem architektury, natychmiast zmienia się pogląd. Pomińmy najpiękniejsze muzea świata, z moją ukochaną, maleńką Oranżerią, sanktuarium Lilii wodnych Claude’a Moneta. Pomińmy słoneczny urok Ogrodu Luksemburskiego czy Tuileries. Pomińmy imperialne frontony pałaców, muzeów i kościołów. Skupmy się na szczegółach. Bo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta