My ze spalonych wsi
Ani grube kreski, ani powszechna zemsta nie należą do tradycji demokracji.
My ze spalonych wsi, my z głodujących miast” śpiewaliśmy w połowie lat 50., maszerując na szkolnych koloniach do miejscowego GS-u, gdzie kupowaliśmy landrynki. Nie pamiętam nawet, od czego skrótem jest GS, ale pamiętam słowa „Marszu Gwardii Ludowej” (skrót GL). Nie było to żadne harcerstwo, nawet czerwone, tylko zwykłe kolonie, nawet nie dla dzieci ze specjalnie uprzywilejowanych domów. Śpiewaliśmy wiele komunistycznych piosenek, polskich i radzieckich, ale ta mi się ostatnio przypomniała, choć nie słyszałam jej od bardzo dawna.
Byliśmy dziećmi z Dolnego Mokotowa w Warszawie, urodzonymi zaraz po wojnie. Nikt z nas chyba nie był ze wsi, a i sami byliśmy, jak na te czasy, całkiem dobrze odżywiani. Kapuśniak albo zupa wiśniowa, kartofle ze skwarkami albo fasola z podejrzanym sosem pomidorowym i na deser kisiel albo budyń. Pieśń,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta