U Jacka Bromskiego za granicą
Reżyser podejrzewany przez lata o flirt z konserwatystami kończy jako rzecznik luźnego podejścia do spoistości naszej narodowej wspólnoty.
Ktoś, kto nie lubi, jak mu się streszcza filmy, nie powinien tego czytać. Mnie samego tzw. spoilerowanie drażni. Zarazem jednak zamknięcie podlaskiego cyklu filmem „U Pana Boga w Królowym Moście” wydaje mi się tematem ważnym, i to nie tylko w wymiarze artystycznym. W sposób paradoksalny mówi nam ono coś o społecznym klimacie w dzisiejszej Polsce.
Opowieść o podlaskiej duszy
Na wstępie dwa zastrzeżenia. Pierwsze: lubię filmy Jacka Bromskiego. Były wieloletni prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich to od początku swojej artystycznej drogi bardzo sprawny rzemieślnik, ale przecież także ktoś więcej. Postawił na kino popularne, nie zdaje permanentnego egzaminu z twórczego wyrafinowania, ze sprzedawania stanów swojej duszy. Woli opowiadać ludziom zajmujące historie. Przy okazji zdaje nieraz inny egzamin: z ludzkiej empatii.
Nie każdy jego film przekonywał mnie jednakowo. „Anatomia zła” raziła mnie próbą budowania dość przewidywalnych diagnoz poprzez chybionego bohatera, zawodowego mordercę. Ale większość była trafiona. „Bilet na Księżyc” to jedna z lepszych powiastek, może nawet przypowiastek o młodych ludziach w samym środku przaśnego komunizmu (schyłek ery Gomułki). „Kuchnia polska” to inny udany obrazek polityczno-obyczajowy z dziejów PRL. „Dzieci i ryby” – smakowity zbiorowy portret współczesnych kobiet. „Uwikłanie” –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta