Giganty na huśtawce
Stosunkom chińsko-amerykańskim brakuje spoiwa, którym był do niedawna wspólny wróg
Giganty na huśtawce
KRZYSZTOF DAREWICZ Z PEKINU
Rozpoczynająca się dziś wizyta prezydenta USA Billa Clintona w Chinach i poprzedzające ją batalie w Waszyngtonie pokazują światu, jak trudnym zadaniem jest osiągnięcie stabilizacji w stosunkach między największym światowym mocarstwem faktycznym a największym światowym mocarstwem wschodzącym. Paradoks bowiem polega na tym, że wraz z zakończeniem zimnej wojny obu gigantom jest coraz trudniej, a nie coraz łatwiej, znajdować wspólny język. I że im bardziej usiłują się do siebie zbliżyć, tym wyraźniej dają o sobie znać dzielące je różnice.
Bez wspólnego wroga
Ćwierć wieku temu, gdy zimna wojna sięgała apogeum, przyjechał do Pekinu prezydent Richard Nixon. Wszystko dzieliło wówczas wolną Amerykę od pogrążonych w "koszarowym komunizmie" Chin. A jednak Nixonowi i Mao Zedongowi bez trudu przyszło zawarcie strategicznego przymierza, ponieważ wymierzone ono było przeciwko wspólnemu wrogowi -- Moskwie. Potem, przez dwie dekady, strach przed sowieckim zagrożeniem cementował stosunki amerykańsko-chińskie tak skutecznie, że za konserwatywnego prezydenta Ronalda Reagana Ameryka przeżywała istną chińską euforię, a prezydent George Bush na kilka dni przed masakrą na Tienanmen w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta