London by się cieszył
London by się cieszył
Przyuczanie malamutów do pracy w zaprzęgu trwa ponad rok.
Warszawiak Henryk Wiśniewski kilka razy w tygodniu przebiega po pięćdziesiąt kilometrów. Jest niewysoki, szczupły, typowa długodystansowa "żyła". Codziennie od piątej do ósmej rano i od ósmej do jedenastej wieczorem, ubrany w kolorowy obcisły dres, szelki i pas, przebywa na trasie. Do pasa na dwumetrowej taśmie przypięte są dwie śnieżnobiałe samojedki Czuma i Czata.
Samojedki nadają rytm biegowi, przewodzą i podciągają tempo, do którego dostosowuje się biegacz. To one przywróciły sens życia Wiśniewskiemu po tym, jak dosięgnął go zawał serca.
- Moje suki mają półtora roku, są siostrami. Uwielbiają tarzać się w śniegu, biegać, kąpać się, łapać ryby i bawić z innymi moimi psami. A mam jeszcze dwa, w tym sukę malamut. Dają mi radość. Zamiast się kłócić, użerać z ludźmi, wychodzę z psami pobiegać. I jesteśmy szczęśliwi. One i ja - opowiadał nad brzegiem skutego lodem jeziora Orzysz, przedostatniego dnia stycznia, rozpromieniony Henryk Wiśniewski.
Tego dnia biegł z Czumą i Czatą w II Mazurskich Wyścigach Psów Zaprzęgowych "Biegnący wilk", zorganizowanych w Orzyszu. Do małego mazurskiego miasteczka, znanego dotychczas jedynie z wojskowego garnizonu, zjechało na zawody...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta