Po naszamu w Łolstynie
Po naszamu w Łolstynie
PIOTR PŁACZKOWSKI
Najpierw pojawiła się radiowa reklama, w której gość mówiący dziwnym językiem, zachęcał do odwiedzenia pewnej karczmy, w której serwowano "plince, miod, psiwo, czarnine i gdzie potańcować i pojeść można było ze smakam". Potem pojawiły się radiowe gawędy. Wreszcie w maju 2000 r. ukazała się książka, starannie wydana w formie szkolnego kajetu. Ilustrowały ją grafiki miejsc zapomnianych - drewnianych chat i kapliczek, wiatraków, studziennych żurawi. Książka nazywa się "Po naszamu", a po warmińsku napisał ją i słownikiem gwarowo-polskim opatrzył Edward Cyfus.
: Po co pan to napisał? Po warmińsku już nikt nie mówi. To martwa mowa.
EDWARD CYFUS: Chciałem tę piękną gwarę, zniszczoną i zapomnianą przypomnieć dzisiejszym mieszkańcom Warmii. Za mojego dzieciństwa "po naszamu", bo tak ją nazywaliśmy, mówiły całe wsie. Na południowej Warmii w okolicach Gietrzwałdu, Stawigudy, Plusek, Gryźlin ludzie nie znali innej mowy. Słabo umieli po niemiecku, w ogóle po polsku. Pamiętam powojenne czasy, kiedy dzieci wiejskie szły do polskiej szkoły i zaczynały się problemy. Mówiły...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta