Nie warto chodzić w cudzych spodniach
Nie warto chodzić w cudzych spodniach
(c) MICHAŁ SADOWSKI
Rz: "Edi" stał się na polskim rynku filmowym wydarzeniem, a przecież mało brakowało, by nie powstał dzieląc los pana poprzedniego projektu - "Markusa".
PIOTR TRZASKALSKI: "Markus" upadł, bo inwestorzy wycofali się dwa tygodnie przed zdjęciami. "Edi" był w szczęśliwszej sytuacji. Wprawdzie jego scenariusz został odrzucony w redakcji filmowej TVP, ale zakochał się w nim Piotr Dzięcioł. Niezwykły człowiek, który postanowił wydawać zarobione w reklamie pieniądze na filmy, a nie na domy i jaguary. I cieszę się bardzo, że Piotr się na mnie i na moim filmie nie zawiódł.
Ma pan 38 lat, szkołę filmową skończył pan w 1992 roku. Od tego czasu pracował pan w telewizji reżyserując filmy dokumentalne, widowiska dla dzieci, obrazy o sztuce. Ale debiut fabularny przyszedł dopiero teraz. Czy uważa pan ostatnie 10 lat za czas ważny czy stracony?
To czas bolesny, bo pełen czekania. Ale jednocześnie fantastyczny. "Edi" jest taki, jaki jest, bo zostałem ojcem, dojrzałem emocjonalnie. Już nie jestem tym chłopczykiem, który skończył szkołę i myślał, że świat do niego należy. Nabrałem pokory, zrozumiałem, że nie wolno...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta