Z ukosa
SMECZ
Pamiętam, jak wyszedłem z moim trzyletnim synkiem na wieczorny spacer. Jego mała łapka tonęła w mojej dłoni, głowa w złotych lokach zwrócona była w kierunki nieba, miał otwarte usta i oczy. Zapytał: - A co to?
Dopiero po chwili zrozumiałem - po raz pierwszy zobaczył gwiazdy.
- To są gwiazdy - odpowiedziałem i mocniej ścisnąłem mu rączkę, bałem się odejdzie i zostanę sam zagubiony we wszechświecie.
W kilka lat potem bawił się na podwórku, nagle mnie zobaczył i zaczął biec, tupiąc sandałkami o płyty chodnika, złote włosy powiewały mu na wietrze. I rzucił się w moje ramiona. Przez chwilę płynął w powietrzu, by utonąć w uścisku. Wtedy poczułem - to właśnie jest szczęście. Chwilo, trwaj! Nie chciała, nigdy nie chce.
Znowu minęła garstka czasu i nagle jest wesele mego syna. Msza w kościele środowisk twórczych, ten niedawno zrekonstruowany kościół był przed wojną słynny jako miejsce ślubów zamożnych i dobrze sytuowanych par. Mszę celebrował ks. Wiesław Niewęgłowski, który kiedyś żegnał mojego ojca, więc niepokojąco rodzinnie to mi się skojarzyło. Ksiądz jeszcze w czasie ceremonii był na mnie obrażony. Za to, jak kiedyś opisałem moje nocne i trwożne u niego odwiedziny, gdy trwał czas naszej mroźnej, grudniowej apokalipsy. Ksiądz uważa, że było inaczej. Jeśli ma rację, to przepraszam. A kiedy się ze mną wita w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta