W ślepym zaułku
Alawici podkreślają, że rozpatrywanie ostatnich zajść w Turcji w kategoriach religijnych nie ma najmniejszego sensu. Tym razem bowiem chodzi nie tyle o konflikt z islamistami, który nie jest niczym nowym, ile o konflikt z państwem. "To była reakcja na ograniczenie demokracji, na dążenie państwa do ujednolicenia różnych społeczności etnicznych" -- uważa Derya Celebi z alawickiego ośrodka w Stambule.
W ślepym zaułku
Tureccy politycy, prasa, cała elita intelektualna są wyjątkowo zgodni: to, co stało się ostatnio w Stambule i Ankarze, nie wydarzyło się samo z siebie. Gwałtowne rozruchy -- twierdzi rząd pani Tansu Ciller -- zostały wywołane celowo, głównie po to, by zaszargać reputację Turcji za granicą. Nie przypadkiem zapewne trzy największe tureckie dzienniki -- "Sabah", "Hurriyet" i "Milliyet" -- relacje o krwawych zajściach w Stambule opatrzyły identycznym ostrzeżeniem: "Nie damy się schwytać w pułapkę".
Ale kto zastawił ową pułapkę? Pierwsze sugestie skłaniały do -- nie całkiem bezpodstawnego -- wniosku, że wrogami państwa tureckiego w jego obecnej postaci są przede wszystkim fundamentaliści islamscy. Ich pozycja bardzo się ostatnio umocniła, a to sprawiło, że ambicje islamistów niepomiernie wzrosły. Mieli poza tym motyw: mogli liczyć na to, że oskarżenie Turcji o naruszanie praw człowieka doprowadzi do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta