Nasze teleautorytety
Nasze teleautorytety
List otwarty psychologów kolegów Andrzeja S. oburzonych podawaniem przez środki przekazu informacji pozwalających na jednoznaczną identyfikację mężczyzny aresztowanego w związku z podejrzeniem o pedofilię był przedsięwzięciem nie tylko moralnie wątpliwym, ale po prawdzie absurdalnym.
W przypadku postaci publicznych będących zarazem gwiazdami medialnymi ochrona prywatności w razie konfliktu takiej osoby z prawem to rzecz praktycznie niewykonalna. Tym bardziej wtedy, kiedy między zawodem wykonywanym przez sprawcę a okolicznościami zarzucanych mu czynów istnieje ścisły związek. Bycie wziętym i znanym psychoterapeutą nie było w przypadku Andrzeja S. żadnym dodatkiem do charakterystyki postaci, lecz sposobem na zdobywanie dostępu do ofiar oraz ich zaufania. A jednak w "sprawie Andrzeja S." można mówić o winie mediów, zwłaszcza telewizji. Nie wobec Andrzeja S., jak uważali panowie Santorski i Czapiński, ale wobec własnych odbiorców. Media zawiniły tu na dwa różne sposoby, przed i po wybuchu skandalu.
Autorytety na każdą okazję
Andrzej S. był kimś więcej niż znanym psychoterapeutą i autorem poradników. Z punktu widzenia wielu pań i panów...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta