Czart panował, śmierć i trwoga...
Opowiadają nie tylko o jego fasadzie, nie tylko o ukrytej za nią instytucji, ale i o wspólnocie, która w czasach trudnych potrafi być nadspodziewanie aktywna i samodzielna.
W roku 1953 w Kościele w Polsce było trzydziestu paru biskupów. Dziewięciu spośród nich siedziało w więzieniach lub w miejscach odosobnienia. Dla ludzi zorientowanych w sytuacji Kościoła w krajach rządzonych przez komunistów fakt ten nie był niczym zaskakującym. Dziwiło raczej to, że aż ponad dwudziestu hierarchów pełni jeszcze swe oficjalne funkcje. We wszystkich innych krajach komunistycznych na wolności nie było albo żadnego biskupa, albo po jednym - dwóch, pozostających pod ścisłym dozorem.
W Polsce dozór był nieścisły, dawał się obejść czy wykiwać. Siedzieli jednak biskupi najlepsi: najaktywniejsi, najodważniejsi, jednoznaczni w swoich zachowaniach, stanowiący czytelne wzory. Na wolności pozostawały na ogół osobowości słabsze. Oportuniści, mięczaki? Nie wygłupiałbym się w ocenach. Biskup, co chwila zmuszany do podejmowania decyzji i wydawania poleceń stu czy więcej księżom, nie zawsze mu oddanym, a z reguły nie dość zorientowanym w całokształcie sytuacji, mięczakiem być nie mógł, żył na froncie. Wszystko, co było...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta