Bogowie w hali, samotny król w teatrze
Opera Wrocławska przygotowała kilka wydarzeń, o których z pewnością będziemy długo pamiętać, choćby o październikowej prezentacji w ciągu czterech wieczorów całego "Pierścienia Nibelunga" Richarda Wagnera. W powojennej historii polskiego teatru to dopiero druga inscenizacja tej gigantycznej tetralogii (prawie 16 godzin muzyki). Poprzednią przygotował w latach 80. Robert Satanowski w warszawskim Teatrze Wielkim. Ta wszakże była inna także dlatego, że w Hali Ludowej we Wrocławiu każdą z części Wagnerowskiego dramatu oglądało w skupieniu prawie pięć tysięcy widzów.
Zaproszony przez Operę Wrocławską wybitny inscenizator niemiecki Hans-Peter Lehmann miał świadomość, że większość polskich widzów nie zna dzieła Wagnera, więc trzeba je przedstawić w sposób przystępny, acz zgodny z zamysłem kompozytora. Stworzył widowisko dynamiczne, choć rozgrywane na tle prostych dekoracji Waldemara Zawodzińskiego z zestawem półkolistych metalowych konstrukcji stanowiących fragment globu ziemskiego. Nie zinterpretował jednak "Pierścienia Nibelunga" w sposób nieznośnie tradycyjny. W jego ujęciu ta opowieść zyskała walor uniwersalny, bo przecież człowiek...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta