Pamflet na Konwickiego
Pamflet na Konwickiego
Tomasz Jastrun
Moja przyjaciółka, osoba bardzo wrażliwa na obraz, po lekturze książki Konwickiego była zachwycona okładką - pisarz opala się na plaży na tle wielkiego Pałacu Kultury. Poruszyły ją też znaki graficzne charakterystyczne dla poszczególnych rozdziałów, które oddzielają akapity. Szczególnie podobał się jej malutki telefon i dłoń. Zastanawiała się, czy to był pomysł autora? Nie wiem.
Byłoby okrutną niesprawiedliwością na tym kończyć recenzję z książki pisarza, który uchodzi za jednego z najwybitniejszych polskich prozaików w spółczesnych. Czy jednak okrucieństwo nie jest wpisane w sztukę? Artysta obnaża się, a krytyk, czytelnik potem go za "te miejsca" łapią. Czasami boleśnie. Najgorzej kiedy nie ma za co łapać. O łapaniu jeszcze będzie.
*
Ta książka jest bez fabuły, jest jak rozbite lustro, jak okruszki chleba, kawałki mięsa. Tego nie wymyślił Konwicki. Tak się już od dawna pisze. Sam tak zaczął pisać w roku 76 w "Kalendarzu i klepsydrze". Kiedyś: "trzymał się fabuły, tego mocnego łańcucha, co skuwa rozwichrzone słowa". Ale przestał. I jak to bywa z dobrymi i złymi nałogami, zwykle zostają z nami na zawsze.
Ta rozwichrzona forma: "od chwili do chwili, od zachcenia do zachcenia, od przypadku do przypadku", jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta