Węgierskie laboratorium
Ataki wielkich koncernów i banków na Viktora Orbána biorą się z obaw, by inni politycy europejscy nie zastosowali jego metod walki z kryzysem – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Viktor Orbán nie przestaje być straszakiem europejskiej lewicy, choć już zdecydowanie rzadziej występuje w roli diabolicznego „Viktatora" . Chyba stał się zbyt przewidywalny, a powtarzanie tych samych zarzutów staje się nudne. Do tego okazało się, że prawdziwe bądź wyimaginowane polityczne grzechy szefa Fideszu wcale nie są czymś wyjątkowym.
Oto w Rumunii do bezpardonowej walki z politycznym przeciwnikiem stanął inny premier – nomen omen – też Victor. Z tą różnicą, że kiedy lewicowo-liberalnemu Victorowi Poncie brutalną rozprawę z prezydentem Basescu wytknął szef europarlamentu Martin Schulz, wówczas mówił o „swoim przyjacielu", który popełnił pewne błędy. Rok wcześniej Schulz zastanawiał się publicznie, czy rządzone przez Orbána Węgry w ogóle kwalifikują się do objęcia przewodnictwa Unii Europejskiej, a niektórzy lewicowi politycy dostrzegali na Węgrzech wręcz „brunatne zagrożenie".
„Demokraturę" Ponty równie zdecydowanie jak wcześniej Orbána skrytykowała jedynie Angela Merkel. Z kolei prasa europejska potraktowała wydarzenia w Rumunii jako epizod, nawet mimo ostrej krytyki ze strony Komisji Europejskiej. Europa pewnie przypomni sobie o Rumunii z okazji referendum, które w ten weekend ma przypieczętować decyzje tamtejszej grupy trzymającej władzę, po czym zapadnie cisza. Bo Ponta dobrze wie, jak położyć po sobie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta