Proniemieckość? Nigdy dosyć
Bywają fascynujące opowieści, w których wszystko okazuje się inne, niż się początkowo wydawało. Zdarza się to również w dyplomacji. I wprawia w osłupienie.
Długo, ładnych parę lat, wydawało się, że mamy rząd zapatrzony w Berlin, smalący cholewki do Angeli Merkel i jej ministrów spraw zagranicznych. Zbliżenie z Niemcami miało nas zbliżyć do centrum europejskiej władzy i sprawić, że z wizerunku Polski zniknie rys nieufności wobec wielkich sąsiadów. Trwało to siedem lat, okraszonych uśmiechami Donalda i Angeli oraz Radka i Franka-Waltera, potem Guido i znowu Franka-Waltera.
Doszło nawet do tego, że polski minister spraw zagranicznych ogłosił w Berlinie: „mniej zaczynam się obawiać niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności". Nie bał się też niemieckich czołgów (ani rosyjskich rakiet). I namawiał Niemcy do przewodzenia Unii Europejskiej. Stał się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta