Polska potrzebuje efektu Mozarta
Show-biznes | To, co autentyczne w muzyce, skończyło się definitywnie około roku 1997, może 1999. I w Polsce, i na świecie. Być może to zjawisko jest jednak odwracalne. Nie przestaję w to wierzyć.
Muzyczne podsumowania roku powstają głównie z potrzeby zdefiniowania tego, co zdaniem dziennikarzy dzieje się dookoła nich. Czytelnicy z kolei lubią takie roczne zestawienia. Traktują je niczym drogowskaz: tego warto posłuchać. Od co najmniej dekady takie artykuły są niemal identyczne.
Narzekamy w nich na zmieniający się przemysł fonograficzny, na inny rozkład akcentów w dystrybucji muzyki, wskazujemy na większe znaczenie nowych technologii, telefonii komórkowej czy na aplikacje streamingowe. Widzimy nowe szanse dla nowych artystów, ale i zagrożenia płynące z niemal darmowego korzystania z ich twórczości.
Wszystko to ma uzasadnienie, mnie już jednak nie wystarcza. Jako osoba, która chłonie muzykę od dziecka, a od 20 lat poświęca jej każdy dzień życia, czuję rosnący z roku na rok niedosyt. Można w pewnym uproszczeniu podsumować to tak, że jestem w tym swoim odczuciu niedosytu dotyczącego kondycji muzyki umiarkowanym pesymistą.
Umiarkowanym, bo ten rynek mimo wszystko nie radzi sobie najgorzej. Ludzie nadal kochają muzykę i uwielbiają dobre koncerty. Budzą się też do życia nowe pokolenia twórców myślących bez zahamowań i barier. Wolny rynek powoli, ale jednak, kształtuje nowy krajobraz po bitwie. Przetrwali najwytrwalsi, a do gry włączają się dodatkowo ci, dla których to, co dzisiaj, jest zwyczajnie normą.
Jestem jednak pesymistą, bo należę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta