Bośniackie ciemne świecidło
Woody Allen podbijał Nowy Jork żartami o Raskolnikowie, a nie o Radziwille „Panie Kochanku". To wystarczający powód, aby Polacy, w poczuciu wspólnoty wykluczonych, pochylili się nad literaturą z europejskiej prowincji.
Emiliano Montecchi – zastanawiający się przy szklance, a czasem i butelce wermutu nad życiem, które go ominęło, trochę dziecinny i w tym, jak potrafi się cieszyć, i w nadziei, że ktoś wskaże mu drogę – jest jednym z wielu samotników, którzy od przeszło stu lat zaludniają europejskie powieści. Nieodpowiedzialny, pokaleczony, nieśmiały, fantasta, ma w sobie coś z Hrabalowskiego Wujaszka Pepina i z ponadczasowego Piotrusia Pana.
Nie chcę dopisywać mu kolejnych pokrewieństw albo wręcz całych genealogii literackich, to zajęcie dla pracowitych filologów. Pewien sznyt jednak rzuca się w oczy: Emiliana mógłby wymyślić i opisać Romain Gary, może Orhan Pamuk czy Antonio Tabucchi. W każdym razie bardziej ktoś z południa niż z północy Europy, ktoś, kto potrafi dobrze opisać zapachy, smaki i upał, choć nie przesadzajmy z tym determinizmem geograficznym: tamci mają oregano, ale macierzanka też swoje potrafi.
Emiliano należy do bohaterów, którzy nie wstrząsają może światem naszych wyobrażeń, ale w jakiś sposób – czy istnieje bardziej wyświechtana fraza niż „magia literatury"? – znajdują sobie w nich niszę. Wieczorne spacery po zalanej deszczem Piacenzie, które skończyły się zapaleniem płuc, nieudany wieczór na koncercie Rolling Stonesów w Mediolanie, smutne i trochę groteskowe, jak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta