Dogrywka w szpitalu
W sobotę finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Grają Legia Warszawa i Lech Poznań. 35 lat temu w Częstochowie przy okazji meczu między tymi drużynami, też o Puchar Polski, doszło do największej kibicowskiej zadymy w PRL. Przeszła do legendy, bo była ukrywana.
To była regularna bitwa w średniowiecznym stylu. Najpierw przyjechał pociąg z Warszawy i Legia zepchnęła Lecha do defensywny. Za chwilę nadciągnęły pociągi specjalne z Poznania i mieliśmy kontrofensywę poznaniaków – opowiada Seweryn Dmowski, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk politycznych, który jako pierwszy w Polsce zajął się badaniami nad ruchem kibicowskim.
Jego słowa potwierdza poznański lekarz onkolog Dariusz Godlewski – kibic Lecha, który był uczestnikiem wydarzeń w Częstochowie. – Mieliśmy podstawiony pociąg specjalny, w końcu Lech był klubem kolejowym. Wyjazd był w bardzo wczesnych godzinach rannych, a wszystkim pasażerom „Express Poznański" ufundował niebiesko-białe papierowe czapeczki, po których zresztą zostały strzępy, gdy w pociągu otworzono alpagi. Dojechaliśmy do Częstochowy koło godziny 9, może 10 rano, karnawał już trwał w najlepsze. Wysypaliśmy się na dworcu i natychmiast trafiliśmy na kolegów, którzy wycofywali się przed atakiem Legii. Naszym pociągiem jechała jednak główna siła uderzeniowa, ze 20 piętrowych wagonów pełnych kibiców. Natychmiast więc pogoniliśmy legionistów na stadion, a ci w panice weszli do środka.
– Dotarliśmy na miejsce krótko przed planowanym rozpoczęciem meczu – opowiada Wiktor Bołba, dziś kustosz muzeum Legii, kibic od zawsze. – Już na rogatkach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta