Trafia Panu Bogu na chwałę
– Jestem tym, kim jestem, dzięki Bogu – mówi Stephen Curry. A jest najlepszym koszykarzem świata.
Tytuł MVP – Most Valuable Player, najbardziej wartościowy gracz sezonu zasadniczego – to największe wyróżnienie dla zawodnika NBA. W czasach Michaela Jordana mówiło się, że to on jest zawsze MVP, tylko co pewien czas wypożycza komuś ten tytuł. W ostatnich latach za najlepszego uchodził LeBron James, który w tym roku zajął trzecie miejsce. Jordan miał status boga, o Jamesie mówi się, że to król, King James – olbrzym mierzący ponad 2 m wzrostu i ważący 113 kg zwykle dynamicznie wbija się pod kosz i z wielką siłą pakuje do niego piłkę z góry. Stephen Curry, mianowany właśnie MVP, nie przypomina takiego atlety: przy 191 cm wzrostu waży 86 kg, nie jest kandydatem na boga ani króla. To raczej zwykły chłopak, co nie przeszkadza mu wyczyniać rzeczy niezwykłych.
Ostatnie sekundy meczu pomiędzy New Orleans Pelicans a Golden State Warriors w pierwszej rundzie play-off. Warriors przegrywają trzema punktami. Curry rzuca za trzy, nie trafia. Piłkę zbiera jednak jego kolega z zespołu Marreese Speights i oddaje z powrotem do Curry'ego, który pozostał w narożniku boiska. Obrońcy (naiwni) rzucają się rozpaczliwie do obrony, wyskakują do bloku, ale przecież wiadomo, że to na nic. Lider Warriors wzbija się w powietrze, nie ma już czasu przymierzyć, rzuca od razu. Zgromadzeni w hali w Nowym Orleanie kibice Pelicans, wszyscy ubrani na czerwono, w barwy swojej drużyny, oglądają to na stojąco. Z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta