Uśmiech sprzed pięciu wieków
Już niedługo rozpocznie się kolejny sezon wakacyjny i znów, jak co roku, gigantyczne kolejki turystów ustawią się przed najsłynniejszym obrazem naszej kultury – „Mona Lizą" Leonarda da Vinci. Co właściwie pcha tłumy przed tę martwą celebrytkę ukrytą za pancerną szybą?
W 1984 roku „Paris Match" zapytał swoich czytelników, który obraz z bajecznych zbiorów Luwru jest dla nich najważniejszy. Na pierwszym miejscu znalazła się „La Joconde", na drugim – inspirowany nią „Baldassare Castiglione" Rafaela. W 2000 roku włoski Istituto per gli Studi sulla Pubblica Opinione przeprowadził sondaż, stawiając pytanie: „Jaki jest według ciebie najbardziej znany obraz na świecie?". 85 procent respondentów wybrało „Mona Lizę". „Słoneczniki" van Gogha, których kiepskie reprodukcje wisiały podobno w każdym M-3 gomułkowskiej Polski, zyskały tylko 3,6 proc. „Wiosna" Botticcellego – 2,1 proc. 6 lutego tego samego roku w biurze informacji turystycznej Luwru pytanie, gdzie znajduje się słynny portret, padło 76 razy. Tylko jedna osoba zainteresowana była usytuowaniem na mapie muzeum bezrękiej Wenus z Milo. Innych pytań nie było.
Chłód topolowej deski
Znając dość dobrze Luwr i jego skarby, od lat zastanawiałam się (zresztą nie ja jedna – polecam książkę Donalda Sassoona wydaną w Polsce w 2003 roku przez poznański Dom Wydawniczy Rebis czy teksty prof. Marili Poprzęckiej), na czym właściwie polega fenomen niewielkiego (77 na 53 cm) obrazu na zwykłej, topolowej desce: tak „racjonalistycznie"chłodnego, że aż nudnego, tak obrośniętego legendami, że aż pretensjonalnego, tak zaniedbanego (brudnych, ściemniałych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta