Fin de siècle na początku wieku
Trzydziestego grudnia, piątek, przedostatnia kartka tegorocznego kalendarza. Za oknami redakcji „Rzeczpospolitej" jakaś dziwna pora roku.
Ni to jesień, ni zima, ni wiosna. Mocny wiatr przesypuje resztki liści. Mimo że nie ma mrozu, jest przenikliwie zimno. Niektórzy winią za to orkan Barbara, który właśnie z upiorną gracją przewala się nad Polską. Jeśli Barbara, to zadowoleni powinni być przynajmniej górnicy. Ale chyba też nie są, podobnie jak większość warszawiaków.
Dziwny ten grudzień. Trochę deszczu, dużo błota, zmienia się klimat, to pewne. A ja jakoś bardziej niż przed rokiem czy dwoma laty odczuwam potrzebę pożegnania tego, co było, i z większą troską niż zwykle spojrzenia w przyszłość.
Proszę mi wybaczyć małostkowość. 30 grudnia to data ważna także dla mnie osobiście, choć dotąd nie skłaniała do jakichś istotniejszych wynurzeń. Tym razem jest inaczej, bo to popołudnie sylwestrowej wigilii jakoś natrętnie przywodzi myśli...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta