To nie mogła być klapa
Oglądanie filmu po kilka razy i długie oczekiwanie w kolejce po bilety szybko stały się częścią doświadczenia zwanego „Gwiezdnymi wojnami", które jednoczyło wszystkich Amerykanów.
Premiera „Gwiezdnych wojen" miała miejsce 1 maja w Northpoint Theater w San Francisco – tym samym kinie, w którym cztery lata wcześniej z sukcesem zadebiutowało „Amerykańskie graffiti". Lucas siedział obok Marcii, która chwilowo oderwała się od montowania „New York, New York", i przygotowywał się na najgorsze. Wcześniej ostrzegł montażystę Paula Hirscha, że najprawdopodobniej będą musieli ciąć cały film jeszcze raz. Marcia zdradziła mężowi, co uważa za probierz sukcesu „Gwiezdnych wojen": „Jeżeli widownia nie zacznie wiwatować, kiedy Han Solo dosłownie w ostatniej chwili przyleci z pomocą Luke'owi, ściganemu przez Dartha Vadera, to będzie znak, że mamy totalną klapę". Kiedy na sali kinowej przygasały światła, Lucas spojrzał w oczy Alanowi Laddowi, który – podobnie jak on – miał opinię maniaka „Gwiezdnych wojen". Nie, ten film po prostu nie mógł być klapą.
I nie był.
Już w pierwszej scenie, gdy potężny Gwiezdny Niszczyciel majestatycznie przesuwał się nad głowami widowni, ta ryknęła z zachwytu, a ryk ten z każdą chwilą narastał. McQuarrie zapamiętał dużo „wrzasków i okrzyków". A gdy w scenie końcowej Sokół Millennium przybył Luke'owi z pomocą, w kinie – co było oczywiste – jakby zagrzmiało. Po zakończeniu seansu oklaski narastały falami. „Wciąż trwały, w ogóle nie cichły – wspomina Lucas – a ja nigdy, nigdy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta