Zamiłowanie do obrazów sprzyja zabobonowi
Całe dzieje sztuki chrześcijańskiej są rozpięte między dwoma stwierdzeniami: o radykalnym oddzieleniu od niewidzialnego Boga i o wcieleniu, o „Bogu wśród nas".
Chrześcijaństwo narodziło się w łonie Przymierza, które zawierało, jako istotny punkt konstytuujący, absolutny zakaz jakiegokolwiek rodzaju wizerunków, nawet uzyskanych przypadkiem. Chrześcijanie w pierwszych wiekach nie uważali się za zwolnionych z drugiego przykazania i ilekroć w następnych stuleciach pojawiał się niepokój, czy przedstawienia artystyczne są dozwolone, nakaz „nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest wysoko na niebie, ani tego, co jest nisko na ziemi" (Wj 20, 4–5), powracał w całym swym grzmiącym majestacie. Artyści tworzyli bałwany, przed którymi skazywano męczenników, i dlatego Tertulian zalecał im, by – jeśli chcą się nawrócić – zmienili zawód.
Pragnienie widzenia Boga
Poza tym chrześcijanie zwrócili się ku filozofii. Odrzucili jako bałwochwalczą wiarę w bogów polis, ale od II wieku uznali, że Bóg filozofii jest prawdziwym Bogiem na tyle, na ile mógł być znany przed objawieniem. Otóż tradycja filozoficzna nie sprzyjała obrazom. Jeszcze przed Platonem filozofowie piętnowali kanoniczne przedstawienia obywatelskie jako n i e s t o s o w n e w odniesieniu do swego bardziej wzniosłego pojęcia o boskości. Platon odrzucał artystyczne naśladownictwo jako zbyt oddalone od rzeczywistego charakteru Idei i rozciągnął swoją krytykę na samą sztukę. Plotyn kierował poszukiwanie piękna...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta