Pocztówka z Rovigo
Zbigniew Herbert nie chciał, aby ktokolwiek został w jego pisarstwie pominięty. Każdy człowiek i każde miejsce musiało mieć w nim swoje miejsce. Nawet jeżeli nie da się ich wszystkich wymienić z imienia.
Kiedy piszę, myślę o Panu Cogito i o tym, czy jest on moim Aniołem Stróżem czy raczej surowym inspektorem. Muszę mianowicie wyznać, że często czuję się przez niego obserwowany. Żartowniś z niego, siedzi mi na karku i pilnuje, abym nie odpływał podczas pracy, pamiętając o tym, co zawdzięczamy oświeceniu: zdrowy, pogodny i uduchowiony sceptycyzm naszego rozumu, który skutecznie broni się przed jakimkolwiek nadużyciem.
Wiem naturalnie, że Pan Cogito jest w oczywisty sposób kimś, kto nie ma obaw przed entuzjazmem czy współczuciem, którym na imię Euforia i Caritas. Ale wiedza ta niewiele mi pomaga, jestem całkowicie na łasce i niełasce Pana Cogito, bo ciągle kręci głową, pytając: „Rzeczywiście tak ma być? Nie można tego powiedzieć i napisać inaczej? Chyba zbyt pretensjonalne to zdanie, nie sądzisz?". Tracę w końcu cierpliwość i mówię do swego drobiazgowego dręczyciela: „Muszę teraz zostać sam! Proszę przyjść jutro. Jutro będę miał dla pana właściwą odpowiedź".
Miasto z krwi i kamienia
Dla literaturoznawców autor zawsze jest martwy, ale dla mnie – jak widać – nie. To, co ze wszystkich polskich, międzynarodowo uznanych pisarzy drugiej połowy XX wieku w Zbigniewie Herbercie stanowi dla mnie największą zagadkę, to okoliczność, że podczas zimnej wojny nigdy nie zdecydował się on na emigrację. Nie brał jej nawet pod uwagę. Ze swoich licznych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta