Mnich zakonu zwątpienia
Beckett nie napawa się swoją diagnozą. Jest jak najdalszy od tradycji nietzscheańskiej i wojującego ateizmu. Powiada raczej: powszechne doświadczenie człowieka przeczy Uspokojeniu i Wielkiej Obietnicy - mówi Antoni Libera.
Plus Minus: Poświęcił pan wiele lat popularyzowaniu twórczości Samuela Becketta w Polsce. Ale mimo tej fascynacji jako artysta – autor powieści czy opowiadań – w ogóle nie ulega pan jego wpływom. Jak to możliwe?
Jestem po prostu kimś innym, mam inną wyobraźnię i inny temperament. A poza tym, obcując z tą twórczością dość długo i w miarę dokładnie ją poznawszy, zdałem sobie sprawę, że dzieła Becketta nie da się sensownie kontynuować czy rozwijać. Ponieważ jest ono całkowicie skończone, spełnione i zamknięte. Wszelkie próby nawiązywania do niego muszą zakończyć się jałowym naśladownictwem, by nie rzec, małpowaniem. Istnieją amatorzy takich praktyk. Nie zaszli daleko. Ja trzymam się swojej natury. Podobnie zresztą jak Beckett, który podziwiając twórczość Joyce'a i blisko z nim współpracując, poszedł jednak zupełnie inną drogą. Wyraził to zresztą w bardzo ciekawym autokomentarzu, który brzmi mniej więcej tak:
„Joyce był doskonałym manipulatorem materiału, może największym. Ja w tym, co robię, nie jestem mistrzem materiału. Joyce im więcej wiedział, tym więcej mógł. Jako artysta dążył do wszechwiedzy i wszechmocy. Ja pracuję wśród niemocy i niewiedzy. Ja mogę więcej, im wiem mniej".
To świetna lekcja świadomości własnej natury i niezależności.
„Mogę więcej, im wiem mniej" – jak pan interpretuje te słowa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta