Magister marzyciel ze wsi Ząb
Polski sukces w skokach narciarskich ma dziś sylwetkę Kamila Stocha, wdzięk jego żony Ewy i mocny charakter trenera Stefana Horngachera.
Minął rok od chwili, gdy Stoch wygrał pierwszy raz Turniej Czterech Skoczni. Te 12 miesięcy nie było tylko zwykłym czekaniem na wydanie drugie zwycięskiej księgi – znacznie poprawione.
Był to czas rosnącego podziwu dla dojrzałego talentu „prostego chłopaka ze wsi", jak z przekornym uśmiechem mówi niekiedy o sobie magister wychowania fizycznego Kamil Stoch. Wtedy, po 65. Turnieju Czterech Skoczni (TCS), wygrał jeszcze dwa razy konkursy Pucharu Świata w Wiśle, raz w Zakopanem, potem na Okurayamie w Sapporo i w norweskim Vikersund.
Zdobył drużynowe złoto podczas mistrzostw świata w Lahti. W marcowym finale w Planicy w konkursie drużynowym leciał aż 251,5 m i ustanowił piękny rekord Letalnicy, z którym za trzy miesiące z kawałkiem znów będą się mierzyć wszyscy najlepsi na zakończenie obecnej zimy ze skokami. Zabrał go Stefanowi Kraftowi.
Ten niezwykły lot w Planicy był ważny również dlatego, że pokazał ciągłą pasję Stocha, zwykle skrywaną za żartem albo bezpieczną formułką o czerpaniu radości ze skakania. W słoweńskiej krainie długich lotów Kamil powiedział kiedyś trenerowi, że warto harować cały rok, żeby przyjechać właśnie tam na ostatni weekend sezonu i oddać kilka skoków. O tym marzy. Poczuć prędkość, smak ryzyka, trafić z początkiem odbicia we właściwy czas, bez wahania. Bo chwila wątpliwości wystarczy, by wszystko zepsuć. Na decyzję jest jakieś 0,3 sekundy....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta