Przymnóż mi cierpień, a im racz zmniejszyć karę
Wybrany, ocalony, obdarowany... Różne zdarzenia każą Stanisławowi Papczyńskiemu rozważać wejście na drogę życia całkowicie poświęconego Bogu.
Rzadko który ze świętych, mistyków czy ascetów ma taki symboliczny życiorys. Co też nie jest częstym zjawiskiem, został on wyniesiony na ołtarze trzy wieki po śmierci. Więcej – to jeden z tych rzadkich przypadków, że ktoś po tak długim okresie wyczekiwania na beatyfikację już kilka lat później został ogłoszony także świętym! Czyżby miał coś ważnego do powiedzenia współczesnemu światu?
Zacznijmy jednak od początku. Najpierw, a trwa to kilkanaście lat, przyszły św. Stanisław Papczyński jest „Janem". To jego imię chrzcielne, nadane mu przez rodziców – prostych chłopów z Podegrodzia, wioski leżącej w dolinie Dunajca, usytuowanej niecałe cztery kilometry od Starego Sącza. Tam przenieśli się, by być bliżej ukochanej św. Kingi, której relikwie znajdowały się właśnie w Starym Sączu. Podporządkować swej pobożności nawet miejsce zamieszkania – to zakrawa na religijne szaleństwo albo... jest znakiem czegoś niezwykłego. To jeden ze znaków, że lista tego, co ważne było w tym chłopskim domu, jest zupełnie inna niż „na tym świecie".
Coś było już w genach naszego wielkiego mistyka i świętego. Jego dziadek musiał mieć duszę niespokojną i ciekawą świata, skoro dwukrotnie odwiedził Rzym, a widok Wiecznego Miasta, przede wszystkim zaś ujrzenie papieża odcisnęło się na nim jak wielka pieczęć. Nieustannie o tym opowiadał, czyniąc z Rzymu punkt odniesienia do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta