Terror porywaczy zwłok
W ciągu jednej nocy potrafili ukraść nawet sześć ciał. Tworzyli szajki, które walczyły ze sobą o monopol w handlu nieboszczykami. Bez porywaczy zwłok i tysięcy trupów, które dostarczyli anatomom w minionych dekadach, Edynburg nie zdobyłby światowej sławy w dziedzinie chirurgii.
Spore worki pod oczami profesora Jamesa Syme'a świad-czyły o niekończących się godzinach, które spędzał w sali operacyjnej Royal Infirmary w Edynburgu. Był niski i krępy, ale poza tym niczym się nie wyróżniał, jeśli cho-dzi o wygląd. Nosił wyjątkowo nietwarzowe ubrania, źle do-brane, zbyt obszerne rzeczy, które rzadko zmieniał z dnia na dzień. Typowym dla niego strojem był czarny surdut z wy-sokim sztywnym kołnierzem i krawat w szachownicę ciasno zawiązany na szyi. Podobnie jak obiecujący chirurg z Londy-nu, z którym miał się niebawem spotkać, Syme nieznacznie się jąkał, co prześladowało go przez całe życie.
Mimo niskiego wzrostu był gigantem w swoim zawodzie w czasach, gdy Lister przyjechał go odwiedzić. Koledzy na-zywali go Napoleonem chirurgii. Pięćdziesięcioczteroletni wówczas Syme zyskał tę reputację dzięki podejmowanym przez ostatnie dwadzieścia pięć lat kariery herkulesowym wysiłkom zmierzającym do uproszczenia traumatycznych zabiegów. Pogardzał prymitywnymi narzędziami, takimi jak ręczna piła łańcuchowa, i wystrzegał się skomplikowanych metod, gdy wystarczały prostsze. Oszczędność czasu i środ-ków była tym, co Syme próbował osiągnąć przy niemal każdej operacji, której się podejmował. Tę postawę odzwierciedla-ła charakterystyczna zwięzłość, z jaką się wysławiał. Daw-ny uczeń Syme'a John Brown powiedział o swoim wielkim nauczycielu, że „nigdy niepotrzebnie nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta