Napromieniowana kiełbasa na stołach całego ZSRR
Przez trzy lata wagony z 317 tonami mrożonego, radioaktywnego mięsa z okolic Czarnobyla błąkały się to tu, to tam, jak zgniłe jajo, którego nikt nie chciał tknąć.
Z początku wytyczne były proste. „Jeśli mięso jest niezdatne, należy wybić i pogrzebać zwierzęta" – rozkazał Ołeksandr Laszko, kierujący akcją likwidacji szkód wywołanych przez katastrofę czarnobylską na Ukrainie. W przeprowadzonej potajemnie operacji sowieccy pastuchowie ruszyli na tereny w promieniu 60 kilometrów od elektrowni w Czarnobylu i spędzili w sumie 50 tysięcy sztuk bydła i trzody. Nie po to jednak, by pogrzebać truchła. Ryczące zwierzęta zapędzono do ubojni zgodnie z nowo zaprowadzonym rozkładem dystrybucji. Zwierzęta z rejonów napromieniowanych trafiły do zakładów mięsnych w skażonych obwodach. Te nieskażone spędzono na place ubojni na terenach nietkniętych opadem. Agrotechnicy z Moskwy rozesłali do rzeźni specjalną broszurę instruktażową na temat przetwarzania skażonego mięsa.
Zgodnie z tymi zaleceniami pracownicy rzeźni mieli dzielić mięso w zależności od stopnia napromieniowania. Przy przerobie należało mielić skażone mięso i po dodaniu doń odpowiedniej ilości czystego surowca produkować kiełbasy. Eksperci od logistyki kryzysowej działali zgodnie z powszechnym pojmowaniem problemu, zgodnie z którym rozcieńczenie skażenia było dobrym rozwiązaniem. Należało więc rozprowadzić napromieniowane mięso jak najszerzej, żeby każdy mieszkaniec rozległych połaci ZSRR nieświadomie spożył jakąś cząstkę tragedii. Pracownikom zakładów mięsnych polecono, by podczas przygotowywania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta