Milczenie katedry
Ogień płonął kilka godzin, jego zdjęcia spowszedniały po kilku dniach. Niewiele czasu na sformułowanie przepowiedni, jeszcze mniej na odczytanie symboli. Trzeba było mówić szybko, łykać spółgłoski i mylić szyk zdań. Trudno było zrozumieć, co z osobna mieli na myśli, ale każdy, nawet najbardziej poplątany, jazgot ma jakąś melodię.
Tak jak rój pszczół ma swój zbiorowy, rodzący się dopiero w tłumie, rozum kierujący jego lotem, tak chóry oburzonych i poruszonych, choćby zbiegli się z różnych miejsc i chcieli wykrzyczeć zupełnie co innego, podporządkowuje się w końcu nieistniejącemu dyrygentowi. Tym razem w jego partyturze było zapisane tylko jedno słowo: koniec. Cywilizacji, Kościoła, Francji, Europy – tu melodia znowu się rozmywa.
Ale to nie pożar katedry Notre Dame był prawdziwym symbolem, dowodem na cokolwiek. Będzie nim dopiero jej odbudowa. Bo nawet jeżeli do niej dojdzie, to, co powstanie, będzie tylko atrapą. Hołdem złożonym przyzwyczajeniu i sentymentowi, zaklejeniem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta