Biznes okołolotniskowy to recepta na przetrwanie w kryzysie
40 procent przychodów portów pochodzi nie z opłat lotniskowych od linii lotniczych i z obsługi pasażerów, ale właśnie dzięki biznesom towarzyszącym – przekonuje Max Hirsch, ekspert lotniczej urbanistyki i prezes Airport City Academy. DANUTA WALEWSKA
Czy Airport City, czyli miasteczko zbudowane wokół lotniska i wcale niekoniecznie związane jedynie z branżą lotniczą, można wybudować wokół każdego portu lotniczego?
MAX HIRSCH: W zasadzie tak, chociaż pod warunkiem, że jesteśmy w stanie zapewnić temu otoczeniu niezbędne warunki rozwoju i ściągniemy na lotnisko pasażerów o odpowiednim profilu. Jeśli jednak mówimy o budowie nie miasteczka, ale miasta z ulicami i urbanistyczną infrastrukturą, gdzie swoje siedziby miałyby także firmy nawet niezwiązane z transportem lotniczym, ale korzystające z bliskości portu, oraz atrakcje turystyczne, to sprawdziłoby się najlepiej w bliskości dużego centrum przesiadkowego. Do tego jednak potrzeba, aby pojawiło się tam co najmniej 45–50 mln pasażerów rocznie. Jeśli takie lotnisko byłoby znacząco mniejszych rozmiarów, to trzeba być naprawdę trzeźwym realistą, aby porywać się na obudowywanie go nielotniskową infrastrukturą.
Rozumiem, że pod warunkiem dostępu do odpowiednich gruntów, takie airport city można wybudować wokół każdego, także już istniejącego lotniska. A skoro jest to taki dobry biznes, to czy na świecie jest zainteresowanie takimi inwestycjami?
Oczywiście, że można się zdecydować na stworzenie takiej infrastruktury już istniejącego lotniska, ale pod warunkami, o których wcześniej mówiłem. Dzisiaj na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta