Kogo uwiera Osiecka
Serial TVP, choć nie tak zły, jak go malują, nie do końca oddaje realia PRL, nie oddaje też całej prawdy o artystycznym środowisku, które portretuje. Za to reakcje recenzentów wiele mówią o dzisiejszej debacie publicznej.
Tomasz Raczek od razu ustawił dyskusję o serialu „Osiecka" na odpowiednim poziomie. Porównanie do szarlotki podawanej na obrzyganym talerzyku, której trzeba się wystrzegać, zgodne jest z poetyką obecnej „tożsamościowej" publicystyki. W krytyce filmowej ten styl także się pleni. Trzeba maksymalnie ostro. Im mniej dzielenia włosa na czworo czy mniej dyskusji – tym lepiej. Można liczyć na lajki i cytaty.
Zabrudzonym talerzykiem ma być telewizja publiczna, która podobno pozostaje w sprzeczności ze wszystkim tym, co reprezentowała twórczość Agnieszki Osieckiej. Przypomnijmy: Osiecka tworzyła dla wielu instytucji służących totalitarnemu państwu (co nie znaczy, że sama obsługiwała totalitaryzm), z telewizją rządową Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego na czele.
Po tym jednym zdaniu krytyka trudno już mówić o normalnej debacie. Nawet jeśli ktoś po stronie antyrządowej próbuje recenzować kolejne odcinki, zaczyna od rytualnych wygrażań TVP, tak jakby Robert Gliński i Michał Rosa wprost realizowali zamówienia jej politycznego segmentu.
Dyskusja ułomna
Może i lepiej, że Raczek po prostu odmówił oglądania. Ale i tak w sieci pojawiają się zadziwiające teksty. Pewien internetowy recenzent oskarżył serial o... seksizm. Dlaczego? Bo główna bohaterka podobno świeci światłem emitowanym przez facetów, jej rozlicznych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta