Równe i równiejsze szanse
Decyzja Joe Bidena zezwalająca transseksualistom na branie udziału w kobiecych zawodach sportowych rozwścieczyła amerykańskich konserwatystów. Jednak krytyka dociera również ze środowisk feministycznych, które nie po raz pierwszy kwestionują zrównywanie pod każdym względem osób transseksualnych.
Żadna decyzja prezydenta Joe Bidena podjęta w pierwszych dniach prezydentury nie wzbudziła takiej dyskusji jak „Rozporządzenie wykonawcze o zapobieganiu i zwalczaniu dyskryminacji na tle identyfikacji płciowej oraz orientacji seksualnej". Dokument wskazuje, że w szkołach finansowanych federalnymi środkami nie będzie można kategoryzować uczniów ze względu na ich płeć biologiczną. „Dzieci powinny móc się uczyć bez lęku o zabronienie dostępu do ubikacji, szatni czy szkolnych dyscyplin sportowych" – głosi dokument.
Lewicowi aktywiści, publicyści i gwiazdy show-biznesu przyklasnęły Bidenowi. Konserwatywne media piszą o końcu kobiecego sportu, a liberałowie atakują ich modnymi epitetami zakończonymi na „fobia". Pierwsze reakcje na decyzję administracji Bidena wpisywały się w toczący się od dekad podział ideologiczny. Obie strony grały tymi samymi znaczonymi kartami, oskarżając się wzajemnie o budowanie totalitaryzmu – albo komunistycznego, albo faszystowskiego. Nihil novi – można było rzec. A jednak po chwili podział zaczął przebiegać po innej linii, bo decyzja Bidena dotycząca dyskryminacji ze względu na płeć zaczęła być krytykowana z pozycji feministycznych. Zaskoczenie? Nie tak wielkie, gdy spojrzymy na to, że spór między feministkami a środowiskami walczącymi o egalitaryzm bez względu na biologiczną płeć nie jest niczym nowym.
Transofobka od „Harry'ego Pottera"...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta