Między sumieniem a środowiskiem
Tomasz Wołek potrafił być zaborczy. I brutalny. Pamiętam, jak późną jesienią 1988 roku przy okazji kolejnego spotkania w kręgu warszawskiej „Dziekanii" (a może to był kongres środowisk liberalnych w Gdańsku?) Tomek dopadł mnie i zdrowo zrugał za „samowolną" wypowiedź na temat projektu politycznego „Dziekania" na falach Wolnej Europy. Rzeczywiście, kilka miesięcy wcześniej wystąpiłem w paryskim studiu Radia Wolna Europa w programie prowadzonym przez Bronisława Wildsteina, opowiadając z przejęciem o nowej prawicowej inicjatywie politycznej. Marginalnie wspomniałem o endeckich fascynacjach w kręgu Ruchu Młodej Polski i właśnie to tak rozwścieczyło Tomka Wołka.
Widać niespecjalnie chciał właśnie te afiliacje rodzimego środowiska wybijać na plan pierwszy. A może miał wątpliwości, czy powinien wypowiadać się na ten temat na falach niezależnej rozgłośni człowiek spoza ścisłego grona założycieli „Dziekanii"? Nie mam pojęcia.
Miałem wtedy wobec Tomka Wołka tzw. mieszane uczucia. Z jednej strony był dla mnie wybitnym publicystą z kręgu „Polityki Polskiej". Autorem sążnistych tekstów odwołujących się do polskiej tradycji konserwatywnej i narodowej. Żeby było jasne: Tomasz Wołek był daleki od...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta