Na górniczym froncie
Obowiązująca doktryna energetyczna brzmi: eliminować węgiel. Proszę bardzo, tylko nikt nie patrzy na dostatek energetyczny. W zimie trafiają się bezwietrzne i bezsłoneczne dni, dlatego nie uzyska się energii ani z wiatru, ani ze słońca. A węgla już wydobywamy za mało - mówi Jerzy Markowski, wiceminister resortów gospodarczych w rządach Oleksego i Cimoszewicza.
Plus Minus: Całe życie przepracował pan w górnictwie. Ale chyba już by pan nie proponował wnukom kariery w tym zawodzie?
Nie za bardzo, bo mam dwie wnuczki. (Śmiech). Nie nadają się na górników. Nawet syn nie pasuje – ma ponad 197 cm wzrostu, a takiego wysokiego wyrobiska w Polsce nie ma. Jestem ostatnim górnikiem w naszej rodzinie. Czwarte pokolenie, udokumentowane. Ojciec był sztygarem, dziadek i pradziadek byli górnikami. Kim ja innym mogłem być?
A jednak w pewnym momencie porzucił pan górnictwo dla polityki.
Prawdę mówiąc, nigdy nie byłem takim prawdziwym politykiem, raczej upolitycznionym działaczem gospodarczym, który na górnictwie zna się lepiej niż inni. Pracę w przemyśle górniczym rozpocząłem w 1968 roku w kopalni Szczygłowice. Przez dziewięć lat przeszedłem od górnika do nadsztygara – cały czas pod ziemią, na froncie wydobywczym. W tym czasie skończyłem wieczorowo studia inżynierskie i zostałem inżynierem górnikiem. Potem pracowałem w kopalni Knurów i kopalni Sośnica. W tej drugiej zaczynałem znowu od sztygara, a skończyłem na stanowisku głównego inżyniera górniczego i tam zastał mnie przełom polityczny, czyli 1989 rok. Kopalnie stały się samodzielnymi przedsiębiorstwami,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta