Bruno Schulz, duch ekscentryczny
Amerykański performer i filmowiec opowiada o kulcie ojca, o wpływie sztuki na podświadomość, usypianiu mózgu i o fascynacji Brunonem Schulzem, któremu dedykuje swoją instalację „Republika Marzeń". Po jej warszawskiej premierze wyruszy z nią w świat.
Rz: Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z Brunonem Schulzem? Skąd w ogóle dowiedziałeś się o jego istnieniu?
Wszystko zaczęło się w 1999 roku. Mój kolega ze studiów, pisarz i przyjaciel Peter Hlinka, uznał, że mając w literackim gronie tak elitarnych twórców jak Kafka, Nabokow czy Borges, nieuchronnie pokocham również twórczość Brunona Schulza. Miał rację, zakochałem się w nim błyskawicznie.
Co cię w nim urzekło?
Oczywiście siła wyobraźni, balansowanie na granicy jawy i snu. Ale również, przyglądając się jego twórczości, odnalazłem w sobie i w nim pewne cechy wspólne. Sam bowiem mam tendencję do mitologizowania miejsca swojego urodzenia, nie mam też wątpliwości, że wyrosłem w kulcie ojca, który zawsze wydawał mi się kimś niezwykłym.
Pochodzisz z Ohio...
Czytając opowiadania Brunona Schulza, od razu pomyślałem o moim rodzinnym miasteczku Amherst w stanie Ohio, o którym prawie nikt nie słyszał. W przeciwieństwie do Schulza opuściłem je w wieku kilkunastu lat i sporo potem podróżowałem po świecie. Dziś wiem na pewno, że nie mógłbym się w nim rozwijać jako artysta. Ale jednak tak mocno oddziaływało ono na moją wyobraźnię, że przekroczywszy trzydziestkę, bogatszy o wiele doświadczeń życiowych, postanowiłem do Amherst wrócić na kilka lat. I ten...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta