Czy ekonomia szkodzi środowisku
Krytyczna ocena nauk ekonomicznych w kontekście zagrożenia klimatycznego nie może prowadzić do odrzucenia PKB, pieniądza, zysku czy konkurencji jako mechanizmu działania rynku.
Powoli przyzwyczajamy się do alarmistycznych prognoz potencjalnych negatywnych skutków zmian klimatycznych. I choć pomysłów na ograniczenie tudzież spowolnienie klimatycznego fatum nie brakuje – głównie w formie szumnych deklaracji i politycznych aktów strzelistych – to poszukiwanie efektywnych rozwiązań wynikających z teorii ekonomii wciąż trwa. A przecież powinno być zgoła inaczej, zważywszy na ewolucję, jaką przeszła myśl ekonomiczna w podejściu do natury i właściwych jej zasobów.
Warto zatem prześledzić barwną historię ekonomii i zastanowić się, jak przekuć ten bogaty dorobek na pożyteczne działania, pomagające opanować i złagodzić skutki klimatycznego kryzysu.
Nieograniczone zasoby naturalne...
Zacznijmy od tego, że ojcowie nowożytnej ekonomii nie przywiązywali zbytniej uwagi do środowiska naturalnego, czemu raczej dziwić się nie należy, skoro oświeceniowe idee gloryfikowały radykalny podział pomiędzy człowiekiem „a naturą i jej owocami", a leitmotivem epoki stało się ujarzmienie sił natury. W imię postępu oczywiście. O potrzebie walki człowieka z naturą najdobitniej świadczy ten oto mało subtelny cytat z Francisa Bacona: „Natura jest prostytutką; musimy ją ujarzmić, przeniknąć jej sekrety i zakuć w kajdanki, aby zaspokoić nasze pragnienia".
Arogancka ignorancja kwestii środowiskowych oraz granic ekosystemu w gospodarce osiągnęła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta