Jan Maciejewski: Marks i Tolkien podają sobie ręce
Wydaje mi się, że gdyby Tolkien pisał dziś „Władcę Pierścieni", w jego dziele zaszłaby jedna, za to bardzo istotna zmiana. Mordor nie byłby spowity dymem, nie rozbrzmiewałby mechanicznym rytmem maszyn. Czarna magia plugawiąca ziemie i powietrze tej krainy, niewoląca jej mieszkańców, posłuszne sługi Saurona, działałaby zupełnie inaczej. Byłaby przerażająco sterylna, jeszcze bardziej nieludzka. Niewykluczone, że Góra Przeznaczenia, zamiast monstrualnego pieca hutniczego, przypominałaby wieżowiec ze szkła i stali.
Jeśli chcemy zrozumieć, co Tolkien miał z tyłu głowy, tworząc krainę Mordoru, przypomnijmy sobie pierwsze sceny „Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy. Miarowy, złowieszczy rytm rozpędzających się fabryk, Łódź spowitą śmierdzącym dymem i szary, mętny tłum robotników zmierzających do pracy. Postęp napędzany był wtedy, i w czasach młodości angielskiego pisarza, węglem i parą. To dymiące kominy i ogromne fabryki były twierdzami królestwa siły i dziejowej konieczności. Mocy, w posiadanie której wszedł człowiek, a może raczej, która jego posiadła. Proroctwo, jakie Frodo ujrzał w zwierciadle Galadrieli, obraz Śródziemia po...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta